Żeby dostać dofinansowanie, trzeba umieć się zachować - przekaz ministra Nitrasa do Dariusza Mioduskiego
Wczoraj mieliśmy okazję posłuchać rozmowy w
Kanale Sportowym, w której gościem duetu Mateusz Borek i Tomasz Smokowski był
świeżo upieczony minister sportu – Sławomir Nitras. Na wywiad ten warto było
zagospodarować dwie godziny nie tylko ze względu na zobaczenie czy rząd ma
określoną strategię na rozwój całego polskiego sportu, ale również jaki jest
jego plan działania i współpracy z PZPN. Co z tego wszystkiego wynikło?
Począwszy od samego wątku polskiej piłki, minister Nitras został zapytany o to, ile pieniędzy państwo rzeczywiście przeznacza związkowi. Pytanie to było bardzo interesujące w kontekście planowej inwestycji mającej na celu zbudowanie nowoczesnego ośrodka treningowego dla polskiej kadry. Pomijając już fakt wypominania nieudolność poprzedników, co w przypadku polityków jest już pewnego rodzaju standardem, minister Nitras starał się przedstawić, co w tym całym planie nie wyszło: dlaczego budowa bazy w Otwocku nie została podpisana i czy PZPN mógłby sfinansować ją z własnej kieszeni.
I przy finansowaniu projektów się zatrzymajmy. Bo o ile można się domyślać, że związek samodzielnie raczej nie byłby w stanie wyłożyć 300 milionów złotych na tak wielką inwestycję, o tyle wiele z nich, które są opłacane przez państwo, mogliby spokojnie zafundować sobie sami.
Tu właśnie pojawił się jakże ważny temat kryteriów rozdzielania pieniędzy i decydowania o tym, na jakie projekty zostaną przeznaczone jakie kwoty. Do czego zmierzam? Chodzi mi o fakt, iż minister Nitras nawiązał do wizerunku naszego kraju na arenie międzynarodowej. I oczywiście, w tym miejscu się z nim absolutnie zgadzam, bo to jak postrzegana jest za granicą Polska jest bardzo istotne i w kontekście reputacji i potencjalnych sponsorów dla naszego sportu, co idzie ze sobą w parze.
Tu jednak dopływamy do absurdu. Minister Nitras za przykład postanowił przyjąć sytuację zaatakowania prezesa Mioduskiego przez holenderskie służby podczas meczu z AZ Alkmaar.
Zdaniem Nitrasa, skandalicznym zachowaniem ze strony prezesa Legii było udostępnianie opinii publicznej informacji o całym zajściu.
No tak, jesteś prezesem dużego klubu swojej
części Europy i podczas meczu europejskich pucharów, gospodarze nie są w stanie
zagwarantować ci bezpieczeństwa. Co robisz? No jak to co? Morda w kubeł i nie
było tematu. Bo jakbyś coś nie daj Bóg postanowił pisnąć, wyrwałabyś się z
narracji o „zachodzie, który już sobie poradził”.
Tak więc Panie
Mioduski, przykro mi, ale jeżeli będzie Pan starał się o dofinansowanie z
ministerstwa, niech się Pan nie dziwi, że takowe nie nadejdzie. Trzeba było
myśleć wcześniej o konsekwencjach swoich bezmyślnych zachowań. Czy naprawdę tak
ciężko jest przemilczeć naruszenie własnej nietykalności podczas takiego
wydarzenia? Z czym miał Pan problem?
Ale na
poważnie, to dość przykre, ale z ust ministra Nitrasa płynie właśnie taka
narracja. Bo mimo, że nie upakował on tego w dokładnie takie słowa, to przekaz
pozostaje ten sam – wyprosili cię ze stadionu, to się dostosuj i nie podskakuj.
Zdaniem
ministra, Pan Mioduski zapewne powinien zostawić tę sprawę taką, jaką była i
nie wyciągać z niej żadnych konsekwencji. No niestety, przykro mi – prezes
Legii tym razem akurat zachował się adekwatnie do zajścia i podjął odpowiednie
kroki.
Cała ta sytuacja
zakrawa o pewien absurd, jednak nie ma się co dziwić, bo odwrócenie kota ogonem
akurat w tym kierunku, idealnie pasuje pod śpiewkę obozu rządzącego. I nie
chodzi mi o ich krytykę, bo w różnych rzeczach można się zgadzać, bądź nie,
jednak akurat w kwestii „poradzenia sobie ze sportową patologią na zachodzie”
sytuacja nie jest zerojedynkowa.
Owszem, za
granicą zdarzają się sytuacje, z których Polska powinna brać przykład, ale mimo
to, nie oznacza to, że nie może się to dziać w obie strony.
Pora zrozumieć,
że Polska również może świecić przykładem w niektórych kwestiach, że nie jest
już sztucznym państwem pod ruskim butem i przez lata, ucząc się często na
własnych błędach, zdołała wykreować swoją kulturę z własnym stylem bycia. Tymczasem Pan Nitras wciąż traktuje Polskę jak małego chłopca, którego mama zabrała na obiad do "tej" koleżanki...
Tak więc jeden prosty przekaz do Pana ministra: niech Pan rzeczywiście zajmie się rozwojem
polskiego spotu, bo z całej rozmowy wynika, że ma Pan na to wielkie chęci i
pomysł, ale takie sytuacje jak ta, z pewnością Panu tego zadania nie ułatwią.
Rozumiem chęć budowy jakiegoś zobrazowania, jednak w wielu kwestiach należy
brać w obronę swoich, nawet jeśli jest to wbrew własnej szeroko pojętej
narracji.
Zdjęcia: X: @Sportowy_Kanal, Przegląd Sportowy - Onet
Komentarze
Prześlij komentarz