Stało się, udało się! Choć do końca rozgrywek FORTUNA 1. ligi zostały jeszcze dwie kolejki, Lechia Gdańsk po roku od spadku oficjalnie wraca do Ekstraklasy! Podopieczni Szymona Grabowskiego w topowym stylu pokonali drużynę Wisły Kraków, wygrywając aż 4:3. Niesamowicie emocjonujący mecz przy ulicy Reymana to piękne podsumowanie całej drogi, jaką od sierpnia przeszli Biało-Zieloni
To pierwszy taki przypadek od sezonu 16/17, kiedy to
spadkowicz od razu po roku wraca do najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. I
choć Lechia jako marka mogła być potencjalnym kandydatem do powtórzenia takiego
wyczynu, to na początku bieżących rozgrywek niewiele na to wskazywało.
W Lechii nie było właściwie niczego. Brak zawodników, prezesa,
jakichkolwiek szeroko pojętych struktur – nic, zero. Panował totalny chaos. Mimo to,
Paolo Urferowi w ekspresowym tempie udało się skleić drużynę na miarę awansu,
bo ten młodziutki skład właśnie przypieczętował ten niesamowity wyczyn.
Kiedy na początku 2024. roku Lechia jak zaczarowana budowała
swoją imponującą passę zwycięstw, można było usłyszeć głosy, iż jest to zasługa
przyjemnego i lekkiego terminarzu. Gdańszczanie bowiem mierzyli się wtedy w
głównej mierze z drużynami dolnej części tabeli i właśnie to miało stanowić
argument przemawiający za tym, że ich cudowny sen o powrocie do Esktraklasy niebawem
zostanie brutalnie ucięty.
I rzeczywiście - myśląc racjonalnie, z taką tezą można było się zgadzać. Końcówka sezonu dla Biało-Zielonych patrząc przez pryzmat samego
kalendarza, do najłatwiejszych nie należała, jednak jak się okazało, za dobrymi
wynikami Lechii nie stało szczęście, a ciężka praca i wypracowywane miesiącami
zgranie nowego zespołu.
Kiedy Lechia łapała wiatr w żagle, cała Polska zaczęła się
orientować, że w tej drużynie coś wygląda inaczej. Jest ten pierwiastek
unikalnego stylu, który tydzień w tydzień daje przewagę nad rywalem. To gargantuiczna
praca duetu Grabowski-Blackwell pozwoliła Lechii dzisiaj wywalczyć tenże awans.
Ta dwójka od roku prezentuje nową jakość szkoleniową w kraju, a jej podstawy
zaczerpnięte prosto z Premier League, po prostu przekładają się na regularne
wyniki.
W Lechii oprócz sztabu szkoleniowego, w końcu narodzili się boiskowi liderzy z krwi i kości. Grzechem byłoby nie zacząć od Rifeta Kapicia, który
grając swój najlepszy sezon w karierze, wyciągnął w górę całe rozegranie piłki i
konstruowanie akcji. Bośniak jest postacią absolutnie niezastąpioną, wyrósł na
wspaniałego lidera, przejmując opaskę kapitańską po kontuzjowanym Luisie
Fernandezie.
Idąc dalej, mamy tu takich zawodników jak Khlan, nazywany „Messim z Żytomierza”, Mena, Neugebauer, Zhelizko, Olsson, Sarnavski, itd. Można by tak wymieniać i wymieniać, ale przekaz z tego jest prosty – Lechia stworzyła bardzo solidną pakę i zapewne nie zawaha się skorzystać z niej w Ekstraklasie. Oczywiście, to że ten skład rozniósł 1. ligę w cale nie oznacza, że podobne rzeczy będą miały miejsce szczebel wyżej, jednak należy pamiętać, że drużyna ta opiera się na młodych chłopakach, często takich, którzy mają dopiero przed sobą 23. urodziny, co oznacza, że wielu z nich jest w najlepszym możliwym etapie życia do rozwoju.
Choć może zabrzmieć to lekko desperacko, to jednak pokuszę
się o to stwierdzenie: Lechii ten spadek był po prostu potrzebny. Nie wyniknęło
z niego nic złego, no może oprócz straconych pieniędzy, ale umówmy się – co z
milionami od Canal+ zrobiłby Adam Mandziara? Bądźmy poważni, Lechią wreszcie
zarządza fachowiec - Paolo Urfer. W końcu jest tu człowiek, który na komunikacji z kibicami
zna się jak nikt inny w tej branży – oczywiście mowa tu o Michale Szprendałowiczu.
To człowiek, dzięki któremu z Lechią z każdym dniem na nowo utożsamia się coraz więcej
ludzi. Nie chcę mówić, że „wraca moda na Lechię”, bo to stwierdzenie nie
przystoi takiemu klubowi w takim mieście, ale ludzie po prostu zauważają małe
zmiany, dzięki którym odradza się w nich doszczętnie zszargane przez poprzednie
władze zaufanie do Klubu.
Przed Lechią jeszcze dwa mecze, w których stawką będzie
wygranie 1. ligi. Jednym z nich będą długo wyczekiwane w trójmieście derby z
Arką Gdynia. Lechia na 3 tygodnie przed meczem zdołała sprzedać wszystkie
możliwe wejściówki, dzięki czemu to wspaniałe widowisko z trybun obejrzy około
36500 osób. To wynik absolutnie zniewalający, coś co na początku sezonu mogło
się śnić tylko najbardziej zwariowanym kibicom, ale taka właśnie jest nowa gdańska rzeczywistość.
Na Lechię chce się chodzić, bo ludzie znowu widzą w niej coś
więcej niż klub.
Zdjęcia: X: LechiaGdanskSA.
Komentarze
Prześlij komentarz