Polska piłka i absurd to para idealna. Trener wpuszcza na boisko... trenera!

Można by pomyśleć, że czas między końcem grudnia, a początkiem lutego może być chwilą na odetchnięcie od niesamowitych historii, jakie codziennie opowiada nam nasza polska Ekstraklasa. Można, ale czy będzie to zgodne z rzeczywistością? Ha! No właśnie – nie tym razem! Na pomoc przychodzi nam Warta Poznań ze swoją świetną relacją sparingową. Zapraszam do wzięcia sobie ciastka i wczucia się w realia świata przedstawionego.




Właściwie jak co roku, większość klubów Ekstraklasy przed startem rundy wiosennej udała się na obozy w ciepłe kraje. W sumie za granicę wyjechali wszyscy oprócz Puszczy Niepołomice, a najpopularniejszą destynacją niezmiennie pozostała Turcja. Na ten kierunek właśnie zdecydowała się również Warta Poznań, która 11 dni przygotowań spędza w Side.

Sam obóz jak to obóz, nic specjalnego. Drużyna zatrzymała się w pięciogwiazdkowym hotelu, w którym to gości już trzeci rok, zaplanowane zostały liczne treningi w nowoczesnym centrum sportowym, no i to, co najważniejsze – sparingi.

Dzisiaj bowiem odbył się pierwszy z dwóch zaplanowanych meczów kontrolnych. Ekipa z Poznania podejmowała ukraińską drużynę LNZ Czerkasy. I naprawdę to tego momentu w tej historii nie ma nic nadzwyczajnego. Podane zostały składy, kibice mogli nawet obejrzeć mecz w internecie (co jak wiemy nie jest standardem w polskich klubach). Wszystko hula. „Zieloni” zdołali nawet zdobyć bramkę jako pierwsi, jednak połowa spotkania zakończyła się wynikiem 1:1.

Ale, ale – druga odsłona to przystąpienie do ataku zwieńczone bramką na 2:1. No i dalej do tego momentu wszystko gra jak należy. Kibice zadowoleni, postronni obserwatorzy mogą czytać krótkie podsumowania akcji na X’ie.

Aż tu nagle bańka pękła, po prostu było zbyt pięknie i na oficjalnym koncie pojawia się wpis:




No i tu pojawia się problem. Autor postu wydaje się wyraźnie podekscytowany całym zajściem i w sumie można zrozumieć jego perspektywę. Obóz w Turcji, końcówka wygrywanego sparingu, na ławce luźna atmosferka z zawodnikami i sztabem, to trener wpuszcza jednego z jego członków. Serio, czaję, ale nie wydaje mi się, żeby pisanie o tym w internecie miało jakikolwiek pozytywny wpływ na postrzeganie drużyny.

Jeszcze nie tak dawno cała Polska miała polewkę z Lechii Gdańsk, która przed sezonem ze względu na brak kompletnej kadry musiała odwołać swój sparing. Tutaj oczywiście skala nie jest aż tak duża jak w przypadku gdańszczan, ale lekkie zdziwienie mogło pojawić się na twarzach postronnych obserwatorów czytających wpis.

Ale mało tego! Oprócz postu na X’ie, Warta tę świetną wzmiankę zamieściła również w artykule na swojej stronie, gdzie na koniec relacji możemy przeczytać:

Na ostatnie minuty trener Dawid Szulczek wpuścił Bartłomieja Babiarza – przypomnijmy, że były wieloletni piłkarz Ekstraklasy jest analitykiem w sztabie „Zielonych”.

Cała sytuacja może dziwić, tym bardziej że trener Szulczek wciąż miał na ławce do dyspozycji Jakuba Bartkowskiego, no ale jak widać trener Babiarz okazał się w tym przypadku lepszym wyborem w defensywie.

 

Wiadomo, że sytuacja Warty nie jest czymś, z czego należałoby robić nie wiadomo jaką awanturę czy sensację, jednak po prostu patrząc na historie, które miały już miejsce w polskiej piłce, ludzie związani z klubami powinni być bardziej wyczuleni na tego typu akcje. A następny sparing "Zielonych" już za trzy dni, wobec czego warto mieć na oku skład ekipy z Poznania. Z czystej ciekawości polecam zerknąć, czy tym razem trener Szulczek nie zdecydował się wpuścić siebie samego na plac gry.

 

 

Zdjęcia: X – @WartaPoznan.

Komentarze