Jak Liverpool wraca na dobre tory? [MOJA ANALIZA]

Nie jest tajemnicą, że Liverpool w poprzednim sezonie nie należał do najlepszych drużyn w Europie. Zła forma poszczególnych zawodników sprawiała, że The Reds zgarniali bęcki w wielu ważnych meczach, co poskutkowało między innymi dopiero piątym miejscem w tabeli Premier League. Jednak w obecnych rozgrywkach załoga Jurgena Kloppa znów jest na fali wznoszącej, bowiem w 15 meczach obecnego sezonu przegrali jedynie z obecnym liderem tabeli – Tottenhamem. W czym tkwi sekret dobrej formy drużyny z Anfield? Zapraszam na analizę.

 


Na początku warto zerknąć na aktualne ułożenie tabeli Premier League. Znajdujący się na czwartym miejscu Liverpool, traci do pierwszego Tottenhamu zaledwie 3 punkty. Drużynę The Reds wyprzedzają również Manchester City oraz Arsenal z zaliczką ledwie jednego oczka.



 

W dotychczasowych 10. kolejkach angielskiej ekstraklasy, podopieczni Jurgena Kloppa wygrywali 7 razy, dwukrotnie musieli zadowolić się podziałem punktów oraz, jak już wcześniej wspomniałem, raz przegrali.

Jednak ich jedyną jak dotąd porażką był owiany złą sławą mecz z Tottenhamem na Tottenham Hotspur Stadium. Spotkanie to jest wspominane w ten sposób głównie za sprawą fatalnego poziomu sędziowania przez Simon’a Hooper’a.

Nieuznany gol Luiza Diaza na 1:1 w 34. minucie był jednym z wielu błędów popełnionych przez głównego arbitra. Złe prowadzenie spotkania pod względem dyscypliny, doprowadziło do wielu starć między piłkarzami. Jedno z nich miało miejsce w 68. minucie, kiedy to w mniemaniu sędziego Diogo Jota faulował na żółtą kartkę. Kara została podyktowana niesłusznie, a wskutek drugiego napomnienia, zaledwie minutę później, Portugalczyk wyleciał z boiska.

 


I choć drużyna z Anfield zacięcie się broniła, to w 96. minucie, to po samobójczym trafieniu Joela Matipa, gospodarze wyszli na prowadzenie. Z tego tytułu Tottenham zgarnął 3 punkty, natomiast Liverpool musiał obejść się smakiem.

 

Jednak nie ma co wracać do złych momentów Liverpoolu z tego sezonu, ponieważ tych dobrych było dotychczas o wiele, wiele więcej. Jak już wspomniałem: The Reds zajmują czwarte miejsce w tabeli i na dziś, są oni jednym z 5 aktualnych kandydatów do walki o tytuł mistrza kraju. Co sprawiło, że po tak fatalnym poprzednim sezonie, drużyna Kloppa, można powiedzieć, jest nie do poznania? Wpływ na to ma całkiem sporo czynników, ale jednym z nich są transfery dokonane podczas letniego okna transferowego.

Po odejściach Fabinho, Hendersona, Milnera czy Firmino, jasnym było, że na Anfield szykuje się mała rewolucja. Zwłaszcza w środku pola, bo przecież Fabinho z Hendersonem regularnie występowali w podstawowym składzie. W konsekwencji powyższych odejść, do drużyny zostali sprowadzenia Dominik Szoboszlai, Alexis Mac Allister, Ryan Gravenberch i Wataru Endo. Mimo tych świetnych transferów, kibice Liverpoolu nie mogli być do końca ukontentowani po deadline day. Bowiem od lat domagają się oni transferu solidnego defensora, jednak patrząc na aktualne wyniki i statystyki drużyny z czerwonej strony miasta Beatelsów, fani naprawdę nie mogą narzekać.

Stosunek bramek zdobytych do straconych Liverpoolu wynosi 14, więc pod tym względem, zajmują oni 4. miejsce w tabeli. Wyprzedzają ich jedynie Newcastle, Manchester City oraz Arsenal, których to różnica goli wynosi 15. Można więc powiedzieć, że na tle ligowców, defensywa Liverpoolu prezentuje się naprawdę nieźle.

Pozostając przy defensywie i traceniu bramek, warto wspomnieć, że według portalu FBREF, bramkarz Liverpoolu – Alisson Becker jest drugim bramkarzem w lidze pod względem procentu obronionych strzałów (76,9%). Wyprzedza go jedynie rewelacyjny w tym sezonie bramkarz Tottenhamu – Guglielmo Vicario (82,9%). I choć w bramce stoi pewniak, to sama statystyka czystych kont nie wygląda w cale tak kolorowo – w 10 meczach było ich jedynie 3 (6. Miejsce w lidze). Ale na poprawę tej akurat statystyki jeszcze przyjdzie czas, bo przecież najbliższe mecze Liverpoolu to między innymi Luton Town, Brentford czy Sheffield United.


Zatem zostawmy może tylną formację i przejdźmy do strefy boiska, w której Liverpool naprawdę wymiata, a mianowicie środek pola. Dzieje się to głównie za sprawą pewnego Węgra – Dominika Szoboszlaia.

Posługując się portalem FBREF, możemy zauważyć, że Dominik Szoboszlai to zawodnik, który w drużynie Liverpoolu jest:

·        Drugi w statystyce xAG (Expected Assisted Goals): 3,5,

·        Czwarty w statystyce G-xG (Goals-Expected Goals): +0,2,

·        Trzeci w statystyce oddanych strzałów: 21,

·        Pierwszy w statystyce wykonanych podań: 585,

·        Drugi w statystyce xAG (Expected Assists): 4.6,

·        Pierwszy w statystyce Live-ball Pass: 34,

·        Trzeci w statystyce odbiorów piłek: 14,

·        Pierwszy w statystyce ilości kontaktów z piłką: 797.



Można by tak wymieniać i wymieniać, ale te kilka statystyk wystarczy, żeby pokazać, jaki wpływ na grę Liverpoolu ma kapitan reprezentacji Węgier. Ktoś może powiedzieć, że to statystyki przywoływane na siłę, jednak dla kogoś, kto nie ogląda regularnie spotkań The Reds, jest to jedyny rzeczywisty sposób, żeby zrozumieć, ile ten chłopak daje swojej drużynie.

Jednak to były jedynie statystyki przedstawiające Szoboszlaia na tle swoich kolegów z drużyny. Jak zatem prezentuje się on na tle innych zawodników z całej ligi? Sprawdźmy, co mówi nam portal FBREF:

·        Czwarty w statystyce xAG (Expected Assisted Goals): 3,5,

·        Czwarty w statystyce wykonanych podań progresywnych: 74,

·        Piąty w statystyce kluczowych podań: 25,

·        Czwarty w statystyce Live-ball Passes: 34,

·        Szósty w statystyce kontaktów z piłką w strefie ataku: 281.

Jak na zawodnika, który w lidze jest od niespełna trzech miesięcy, całkiem nieźle to wygląda.

 

Więc tak – można stwierdzić, że Dominik Szoboszlai ma ogromny wpływ na to, jak aktualnie prezentuje się Liverpool. Ponad to dobrą informacją dla fanów The Reds jest fakt, że Węgier w ostatnich meczach zaczął coraz częściej stwarzać sobie realne szanse na zdobycie bramek, a niewielka ilość asyst (tylko 2) wynika jedynie z nieskuteczności kolegów z drużyny. 

Zresztą ta statystyka również niebawem może ulec zmianie, ponieważ ostatnio regularną formę zaczął łapać Darwin Nunez, za czym wyraźnie przemawiają statystyki FBREF, na tle innych ligowców:

·        Pierwszy w statystyce strzałów na 90 minut: 4,92,

·        Trzeci w statystyce celnych strzałów na 90 minut: 2,14,

·        Trzeci w statystyce stwarzanych sytuacji bramkowych na 90 minut: 1,07.

W 9. dotychczasowych meczach Premier League, urugwajski napastnik zdobył 4 bramki przy xG wynoszącym 3,9 i aż 3 asysty przy xAG wynoszącym zaledwie 1,5. Przy tym wszystkim, dość sporym pozytywem może być również ostatni mecz Liverpoolu rozgrywany przeciwko Nottingham Forrest. Podopieczni Kloppa wygrali 3:0 przy xG wynoszącym 3,3. Oddali łącznie 21 strzałów z czego 8 z nich było celnych, natomiast jeżeli pod lupę weźmiemy występ Darwina Nuneza właśnie, możemy zobaczyć, że Urugwajczyk podczas 79. minut swojej gry oddał 5 strzałów, z czego 3 celne. Jego xG wynosiło 1,1 i właśnie tyle bramek strzelił Nunez.

Ważnym jest to, ile sytuacji stwarza sobie Darwin Nunez i ile z nich kończy się celnymi strzałami. Nie jest przecież tajemnicą, że napastnik ten jest głównie kojarzony z marnowaniem swoich dogodnych okazji, jednak w tym sezonie naprawdę nieźle sobie on radzi. Jego ostatnie 11 występów we wszystkich rozgrywkach to 7 goli i 4 asysty. Liczby, które naprawdę mogą cieszyć fanów Liverpoolu, zwłaszcza, kiedy przypomną sobie oni kwotę, jaką zapłacono za Urugwajczyka. Zatem przyjmując, że Nunez utrzyma swoją aktualną formę, a naprawdę nie widać ku temu żadnych przeciwskazań, niebawem będzie można spokojnie powiedzieć, że „zaczyna się on spłacać”.

 


Liverpool już w tę niedzielę zmierzy się z Luton Town. Nie skłamię więc mówiąc, że mecz ten powinien być dla nich treningiem strzeleckim, szczególnie patrząc na formę beniaminka Premier League. Można więc rzec, że spotkanie to spadło Liverpoolowi z nieba, ponieważ ciężko było sobie wyobrazić lepszy moment na taki mecz, niż właśnie początek listopada, kiedy to The Reds są na świetnej drodze do dogonienia pierwszego w tabeli Tottenhamu. Ponad to, ich niedzielna dyspozycja będzie szczególnie ważna, ze względu na nadchodzącą batalię z, również ubiegającym się o tytuł, Manchesterem City.

Zatem czy Liverpool dalej utrzyma się na wznoszącej fali? Czy kapitan Jurgen Klopp wie, jaki kurs należy obrać, aby dopłynąć bezpiecznie do celu? Przekonamy się już jutro o 17:30: Luton Town – Liverpool.

 

 

 

Zdjęcia: GOAL, Flashscore, SkySports, Liverpool FC, This is Anflied.



Komentarze