Barcelona się skompromitowała (znowu). Parafrazując klasyka: „Barcelono, co ty robisz?”. Dariusz Szpakowski jednak miał raczej na myśli ukazanie swojego zachwytu nad znakomitą reprezentacją Argentyny, a kibice Barcelony jedyne co mogą dzisiaj ukazać, to swoje załamanie.
Na temat pierwszej połowy pozwolę sobie nie powiedzieć nic. Skoro zawodnikom Barcy nie chciało się grać, to dlaczego mi miałoby się chcieć na ten temat cokolwiek pisać? Postanowiłem więc przyjąć taką postawę, jaką przyjęli zawodnicy Dumy Katalonii. E
tam, jakiej tam Dumy, dzisiaj drużyna Barcelony przynosi wstyd zarówno kibicom, miastu, historii czy chociażby legendom klubu.
Naprawdę ciężko powiedzieć cokolwiek pozytywnego na temat
występu Barcy. Na ewentualnego „plusa” przy nazwisku mogą zasłużyć Gundogan,
Araujo oraz Felix, jednak ten trzeci zaczął swój występ dopiero po 60. minucie. Na jedenastu zawodników, przez 60 minut, wyróżnić zdążyło się dwóch. To naprawdę dużo mówi o dzisiejszej dyspozycji podopiecznych Xaviego.
To nie pierwszy tragiczny mecz Barcy, ba, był to kolejny po meczu z Sociedad paździerz. Jedynym pozytywem wobec tamtej katastrofy może być to, że dziś Barcelona nie może zostać ogłoszona mianem złodziei. Całe szczęście, tym razem zawodnikom Blaugrany nie udało się wbić piłki do siatki w ostatniej akcji, mimo tego, że naprawdę próbowali. Niewiele zabrakło do podyktowania rzutu karnego, na który to swoje niezbyt zapracowane rączki, bądź też nóżki, już zacierał Robert Lewandowski. Swoją drogą, był to wyjątkowo bezbarwny występ kapitana naszej reprezentacji. Futbolówka odskakiwała Polakowi przy praktycznie każdym kontakcie z nią. Bezsensowne wycofywania, powroty na własną połowę. Żal się rozpisywać…
Wracając do wejścia Felixa, była to jedyna zmiana, która mogła kogokolwiek, jakkolwiek ukontentować, chociaż takowa osoba musiałaby mieć naprawdę niskie oczekiwania wobec swojej drużyny. Jego dryblingi i rozgrywania piłki, mimo że mogły się podobać, w rzeczywistości kompletnie nic nie wnosiły. Jednak naprawdę staram się to docenić, bo przecież Portugalczyk mógł spokojnie pójść sobie w ślady swoich kolegów, skończyć mecz około 20:30, wrócić ciepłym autokarem do pięciogwiazdkowego hotelu, żeby nad ranem wrócić samolotem klasy premium do słonecznej Barcelony. Tak więc Joao – naprawdę szacun, jesteś pan wzorem dla swych towarzyszy niedoli.
Dramat, wstyd, żenada czy może kompromitacja? Nie wiem, który
z tych wyrazów może najlepiej opisać to coś, co niestety musieliśmy zobaczyć. Do piłkarzy Barcelony natomiast mam jedno pytanie: panowie, czy wy zdajecie sobie sprawę, że
wasze mecze oglądają ludzie, którzy mogliby te dwie godziny poświęcić na przykładowo
przeczytanie dobrej książki, czy chociaż jakąś przyjemną drzemkę. Mecze
Barcelony ogląda się ze łzami w oczach, a najgorszy jest w tym brak jakiejkolwiek
wizji odwrócenia tejże negatywnej tendencji…
Szachtar Donieck 1:0 FC Barcelona
Zdjęcia: Barca Blaugranes.
Komentarze
Prześlij komentarz