El Clasico zdecydowanie jest meczem, który wciąż przyciąga wzrok milionów fanów futbolu z całego świata. I choć dzisiejsze starcie pomiędzy Barceloną a Realem Madryt być może nie zapowiada się aż tak fascynująco jak zwykle, to i tak zainteresowanie meczem legendarnych drużyn jest ogromne. Przed takimi meczami, warto jednak sięgnąć pamięcią do najbardziej emocjonujących spotkań między tymi dwiema potęgami. Zapraszam zatem do mojego zestawienia 6 najlepszych klasyków w XXI wieku.
1.Real
Madryt 2:6 FC Barcelona (02.05.2009).
To, co tak
naprawdę było niesamowite w tym wyniku, to nastawienie Los Blancos do tego
meczu. Drużyna ze stolicy przystępowała do klasyku rozgrywanego w 34. kolejce
LaLiga, mając na koncie 18 zwycięstw z rzędu. Podchodziła więc do spotkania z
dużą pewnością siebie. I nie ma się co dziwić: Real miał na koncie 78 punktów,
z kolei Barcelona 82, zatem ze względu na numer kolejki, był to mecz, który
miał realny wpływ na to, kto zostanie zwycięzcą całego sezonu.
Mogłoby się
zatem wydawać, że piłkarze ze stolicy Hiszpanii nie mogli stworzyć sobie
lepszych warunków do podgonienia Barcelony, a proces ten miał się rozpocząć w
samym sercu drużyny: Santiago Bernabeu.
Mecz zaczął
się korzystnie dla Realu. Mimo lepszej gry Barcelony w pierwszym kwadransie, to
Gonzalo Higuain w 14. minucie zdołał pokonać Victora Valdesa. Lecz mimo to
Barcelona się nie poddała i w ten sposób rozpoczęli strzelanie. Najpierw do
siatki trafił Thierry Henry, kilka minut później zrobił to Carles Puyol.
Ikoniczna cieszynka, podczas której kapitan Barcy całuje swoją opaskę,
zdecydowanie przeszła już do historii.
Po tych dwóch
szybkich „gongach”, Madritisci chcieli wrócić do gry, stwarzając sobie przy tym
kilka wyśmienitych sytuacji, jednak żadna z nich nie zakończyła się bramką.
Można więc powiedzieć, że chwila nieuwagi sprawiła, że Real stracił bramkę na
3:1 za sprawą precyzyjnego strzału Messiego. Mówię o chwili nieuwagi, ponieważ
Argentyńczykowi asystował Xavi, który to chwilę wcześniej w przytomny sposób
odebrał piłkę jednemu z obrońców Realu. W ten sposób zakończyła się pierwsza
połowa spotkania.
Kiedy
zawodnicy wrócili na boisko, Barcelona kontynuowała swój koncert. Brak
podwyższenia przewagi był podyktowany głównie nieskutecznością piłkarzy
Blaugrany.
Jak mawia
klasyk: „niewykorzystane okazje lubią się mścić” i tak się właśnie tutaj stało,
bo w 56. minucie gola kontaktowego zdobył w swoim stylu Sergio Ramos. Był to
jednak ostatni moment, w którym gospodarze starali się podjąć jakąkolwiek
rywalizację.
Fenomenalny
Xavi Hernandez rozdawał swoim kolegom ciastka, niczym dzieciak ze swoim małym
stoiskiem na osiedlu. Do asysty przy golu Puyola, dołożył dwa ostatnie podania
przy trafieniach Henry’ego z 58. minuty i Messiego z 75. minuty. Gwoździem do
biało pomalowanej trumny był wywalczony gol Gerarda Pique.
2:6 – takim
wynikiem zakończyło się spotkanie, które miało dać Realowi szansę na
dopadnięcie Barcelony w ligowej tabeli. Powiedzieć, że Królewscy nie podołali
zadaniu, to tak jakby nic nie powiedzieć. Gospodarze zawalili jeden z
najważniejszych meczów sezonu i to w tak niesamowitym stylu.
Swoją drogą, Real chyba nie zdołał się odbudować po tej klęsce. Do końca sezonu
pozostały im 4 spotkania, które to wszystkie przegrali. Warto również dodać, że
Barcelona zakończyła ten sezon potrójną koroną, wygrywając również finał
Pucharu Króla z Athleticiem (1:4) i finał Ligi Mistrzów z Manchesterem United
(2:0).
2.
FC Barcelona 5:0 Real Madryt (29.11.2010).
Było to piąte
zwycięstwo z rzędu Barcelony w starciach z Realem Madryt. Mecz w ramach 13.
kolejki LaLiga, już wtedy przez wielu przedstawiany był jako rywalizacja między
Leo Messim, a Cristiano Ronaldo. Mimo to, obie drużyny przyciągały wielu
kibiców, również za sprawą swoich absolutnie niesamowitych trenerów: Pepa
Guardioli i Jose Mourinho.
Już od
początku spotkania można było zobaczyć, dlaczego przez prasę na piedestał
wystawiany był Messi. Argentyńczyk od pierwszych minut błyszczał dryblingiem i
niestandardowymi zagraniami. Ale Messi nie był jedynym piłkarzem Blaugrany,
który dobrze wszedł w spotkanie. Już w 9. minucie znakomite podanie Iniesty
wykorzystał Xavi Hernandez. Już 8 minut później, przewagę Barcelony do
dwubramkowej, podniósł Pedro, po znakomitym wjeździe na lewe skrzydło Davida
Vilii.
Pierwsza
połowa przebiegała dość jednostronnie, chociaż nie można było powiedzieć, że
Real nie starał się konstruować akcji. Problem jednak polegał na tym, że żadna
z nich nie stwarzała konkretnego zagrożenia dla Victora Valdesa.
Można było się
spodziewać, że Real Madryt w drugiej połowie będzie chciał zaatakować, jednak
Jose Mourinho postanowił zdjąć z boiska ofensywnie nastawionego Ozila,
wpuszczając defensywnego Diarrę. Decyzja ta miała jednak jakieś uzasadnienie,
ponieważ oprócz skuteczności z przodu, Real potrzebował lepszego zabezpieczenia
tyłów. Na niewiele jednak się to zdało. 54 i 56 minuta to dwie bramki Davida
Villi, obie po podaniach Leo Messiego. Warto jednak zwrócić uwagę na
niesamowitą asystę Argentyńczyka przy drugiej bramce Hiszpana. Naprawdę
genialne zagranie przecinające całą linię pomocy i obrony dotarło prosto pod
nogi Villi.
Tak trwała
wielka dominacja Barcelony nad Realem, w międzyczasie gotowało się między
piłkarzami na boisku, co można zobaczyć chociażby po ilości żółtych kartek w
meczu (12). I mogłoby się wydawać, że 4:0 to odpowiedni wymiar kary, jednak
innego zdania byli rezerwowi: Jeffren i Krikic, których to współpraca
poskutkowała golem na 5:0.
Rozwścieczony
aktualnym stanem rzeczy Sergio Ramos, w 92. minucie postanowił wykosić od tyłu
Messiego, żeby potem zdzielić Carlesa Puyola, a po otrzymaniu w pełni
zasłużonej drugiej żółtej kartki, odepchnąć reprezentacyjnego kolegę – Xaviego.
Aczkolwiek
zabawne jest to, że po takiej grze Barcelony, historycznym momentem tego meczu
pozostaje gest Gerarda Pique po bramce na 5:0. Wymowny i po prostu świetny. W
punkt. Do dziś wielokrotnie, kiedy w jakichkolwiek spotkaniach pada taki wynik,
przywoływane jest to zdjęcie.
Barcelona
wciąż pozostawała większa i lepsza niż Real Madryt, a mimo to początek XXI
wieku i tak pozostał złotą erą obu ekip.
3.
FC Barcelona 1:2 Real Madryt (16.04.2014).
Bardzo ważny
mecz dla obu drużyn. Po jednej stronie FC Barcelona, która pożegnała się z Ligą
Mistrzów, a w lidze pozostawała na trzeciej lokacie, natomiast po drugiej –
Real Madryt naznaczony nieobecnością Cristiano Ronaldo i Marcelo. Jak się miało
jednak później okazać, nie przeszkodziło to Królewskim w pokonaniu drużyny
Blaugrany.
Real rozpoczął
mecz z wysokiego c, ponieważ już w pierwszych minutach stwarzali sobie liczne
sytuacje bramkowe. Poskutkowało to w bramkę, jaką w 10. minucie zdobył Angel Di
Maria. Piłka w tej akcji wędrowała jak po sznurku, więc wpakowanie jej do
siatki wydawało się formalnością.
I o ile w
pierwszej połowie Barcelona starała się nawiązać kontakt z Realem, o tyle druga
połowa układała się raczej pod dyktando Los Blancos. Atakujący Dumy Katalonii
nie mogli przebić się przez bardzo szczelną defensywę trenera Ancelottiego, do
momentu, w którym to po rzucie rożnym bitym przez Xaviego, piłkę do siatki
wpakował Marc Bartra. To był właśnie ten moment, w którym Barca uwierzyła, że
ma jeszcze szansę na zdobycie jakiegokolwiek trofeum w tym sezonie.
Można
powiedzieć, że mecz zaczął się od nowa, ponieważ obie strony stwarzały sobie
liczne sytuacje bramkowe. Padało wiele celnych strzałów, jednak żaden z nich
nie znajdował drogi do siatki. Aż do 85. minuty, kiedy to Leo Messi wrzucił
piłkę w pole karne Realu. Mogłoby się wydawać, że była to naprawdę dobra
wrzutka, po której Barcelona mogła wyjść na prowadzenie, jednak została ona
wybita przez obrońców. W tym momencie rozpoczęła się magia. Absolutnie
legendarny moment, nie tylko historii rywalizacji El Clasico, ale również
całego futbolu. Rajd lewym skrzydłem Garetha Bale’a zna chyba każdy kibic piłki
nożnej i to właśnie ta szarża przyniosła zwycięstwo Realowi Madryt.
Podopieczni
Carlo Ancelottiego podnieśli pierwsze od dwóch lat trofeum, a jak się później
okazało, nie jedyne w tym sezonie. Królewscy bowiem, oprócz Pucharu Króla po
zwycięstwie 2:1, sięgnęli po Puchar Ligi Mistrzów po pokonaniu Atletico 4:1.
Niewątpliwie
był to wielki dzień dla drużyny ze stolicy, ponieważ pokazali oni, że są w
stanie rywalizować z najlepszymi nawet mimo braku Cristiano Ronaldo w swoim
składzie. Real pokazał klasę i styl, do którego nie mogła sięgnąć Barcelona.
4.
Real Madryt 2:3 FC Barcelona (23.04.2017).
Naprawdę
ciężko się dziwić, że kiedy młode pokolenie kibicowskie słyszy „El Clasico”, od
razu myśli o słynnym już spotkaniu z kwietnia 2017. roku. Nie jest łatwo
znaleźć tak świetny i wyrównany klasyk. Na boisku najlepsi piłkarze świata,
którzy zdecydowanie pokazali swoją klasę.
Statystyka 22.
strzałów Realu i 16. Barcelony tylko pokazuje, na jakiej intensywności był ten
mecz rozgrywany. Ale nie ma się co dziwić, bo stawką było tu po prostu
mistrzostwo Hiszpanii. Liczył się każdy zdobyty punkt, co chociażby pokazuje
różnica 3 punktów między Realem a Barcąna końcu rozgrywek.
Strzelanie
poprzedzone wieloma świetnymi sytuacjami z obu stron, zaczęło się w 28.
minucie, kiedy to Casemiro dobił do bramki niecelny strzał Sergio Ramosa. Na
Santiago Bernabeu wybuchła radość, jednak nie trwała ona zbyt długo, bo już 5
minut później wynik dogonił nie kto inny jak Leo Messi. Wynikiem 1:1 zakończyła
się pierwsza połowa, jednak remis ten odzwierciedlał jedynie wyrównany poziom
rywalizacji, a nie ilość bramek, która powinna tutaj paść.
W drugiej
połowie natomiast, na bramki trzeba było czekać trochę dłużej, bowiem gol na
1:2 padł dopiero w 73. minucie za sprawą absolutnie magicznego strzału Ivana
Rakitica zza pola karnego.
Mało czasu do
końca? Naprawdę ktoś pomyślał, że którykolwiek z piłkarzy na murawie by tak
pomyślał? To jest El Clasico, tu gra się nie tylko o punkty czy trofea, ale też
o zapisanie się na kartach historii tej niesamowitej rywalizacji.
4 minuty po
golu Rakitica, czerwoną kartę otrzymał Sergio Ramos. Ta decyzja niewątpliwie
wpłynęła na późniejszy przebieg meczu, ale po kolei. Mogłoby się wydawać, że
Barcelona nie wypuści już swojego jednobramkowego prowadzenia do ostatniego
gwizdka, szczególnie że do końca spotkania zostało jedynie około 10 minut.
Świetnym
instynktem wykazał się jednak Zinedine Zidane, który to w 82. minucie wpuścił
na boisko Jamesa Rodrigueza. Kolumbijczyk już 3 minuty później wyrównał
strzalając na 2:2. To się nazywa mieć nosa do zmian co?
Los Blancos
byli w ekstazie, przecież właśnie dokonali czegoś niemożliwego. Barcelona mogła
czuć się skompromitowana i przybita. Ale to się nie mogło tak skończyć. 92:28 –
wtedy Duma Katalonii rozpoczęła swoją ostatnią akcję w tym meczu. Uważnie
rozprowadzając piłkę spod własnego pola karnego, zaczęli powoli transportować
ją do przodu. Akcji nadał tempa Sergi Roberto, który przebiegł około 25 metrów
z piłką, następnie przekazał ją do Gomesa, który to przedłużył zagranie w
stronę Alby. Lewy obrońca wycofał piłkę na przedpole, gdzie zaczaił się Lionel
Messi. Legendarny strzał, piękne wykończenie lewą nogą, które przyniosło
Barcelonie 3 punkty. Chwilę po trafieniu, absolutnie ikoniczna cieszynka
Argentyńczyka, czyli słynne „wywieszanie prania”.
Zatem mecz ten
przeszedł do historii nie tylko ze względu na swój niesamowity poziom, ale
również dzięki swojemu filmowemu zakończeniu. Leo Messi znów był wielki, znów
wielbiły go miliony z całego świata. Znów zaczarował, kiedy Barcelona
potrzebowała tego najbardziej.
5.
Real Madryt 0:4 FC Barcelona (20.03.2022).
Zdaje się, że
był to jeden z najważniejszych klasyków w ostatnich latach, zarówno dla kibiców
Barcelony, jak i całej drużyny. Mecz 29. kolejki LaLiga był ostatnią deską
ratunku dla ekipy Xaviego, aby chociaż spróbować włączyć się do rywalizacji o
mistrzostwo, na które szanse i tak były marne.
FC Barcelona
po prostu zdemolowała Real Madryt. Piłkarze Dumy Katalonii, postanowili bez
kompleksów przejechać się po swoich odwiecznych rywalach, no i patrząc dziś na
ten niesamowity wynik, można śmiało powiedzieć, że im się to udało. Mecz ten
był pierwszym wygranym przez Barcę klasykiem od trzech lat(!).
O dziwo w samo
spotkanie, lepiej weszła drużyna Ancelottiego, jednak strzały Valverde i
Viniciusa zatrzymywał świetny Marc Adnre Ter Stegen. Mimo wielu prób Realu,
piłkarze ze stolicy Katalonii nie składali broni. Próbowali Dembele, Torress,
ale udało się dopiero Aubameyangowi, który to w 30. minucie wykorzystał świetną
wrzutkę z prawego skrzydła. Barcelona, można powiedzieć zasłużenie wyszła na
prowadzenia, lecz jej dominacja na Realem była aż nad to widoczna dopiero po
pierwszym golu. 7 minut po nim, piłkę do siatki wpakował Ronald Araujo i w ten
sposób zakończyła się pierwsza połowa.
Drugą odsłonę
spotkania rozpoczął Ferran Torres, marnując 100-procentową szansę 1na1 z
bramkarzem, jednak już minutę później postanowił się odkuć, pakując piłkę do
bramki Courtoisa. Królewscy się załamali. W kompromitującym stylu przegrywali
przed własną publicznością mecz, w którym byli faworytami. Mimo dość wysokiego
wyniku, do bramki pięknym lobem ponownie trafił Auba.
Po piłkarzach
Barcelony było widać wielką radość i satysfakcję. Będąc w ogólnie złej formie,
byli w stanie zdemolować Real na ich własnym terenie. I tak, zdemolowanie jest
tutaj adekwatnym określeniem, ponieważ wynik spokojnie mógł być o dwie bramki
wyższy.
Pomimo
niesamowitego zwycięstwa nad liderami tabeli, Barcelonie nie udało się już
dogonić Królewskich w tym sezonie. Końcowo tracili oni do nich aż 13 punktów,
jednak okazja na podniesienie tytułu mistrza kraju przyszła szybciej niż
mogłoby się wydawać, bo już rok później.
6.
FC Barcelona 0:4 Real Madryt (05.04.2023).
Spotkanie to
było rozgrywane w ramach rewanżu w dwumeczu półfinału Pucharu Króla. Barca
przystępowała do spotkania z jednobramkową zaliczką po zwycięstwie 0:1 na
wyjeździe. Tym bardziej, nikt chyba nie spodziewał się tak sromotnej klęski
Bluagrany na Camp Nou. Dodatkowo warto wspomnieć, że był to ostatni klasyk
rozgrywany na tym legendarnym obiekcie w jego oryginalnej postaci, ponieważ po
sezonie, na stadionie rozpoczęły się prace modernizacyjne.
Było to
czwarte El Clasico rozgrywane w tym roku, a jak na to, że był to dopiero
kwiecień, to liczba ta może robić wrażenie. Barca wygrała wszystkie z trzech
poprzednich spotkań, więc naprawdę ciężko było sobie wyobrazić przerwanie
świetnej passy.
Mimo dość
wyrównanej pierwszej połowy, to Real Madryt, który mimo wszystko stwarzał sobie
lepsze okazje, wyszedł na prowadzenie w doliczonym czasie gry, po golu
Viniciusa Juniora. Jak można się zatem domyślić, nastroje w drużynie Xaviego
nie należały do najlepszych.
Jednak szansa
na awans do finału dalej istniała.
Pomimo tego,
Barcelona nie zdecydowała się z niej skorzystać, a wiele o tym mówi sam fakt,
iż najlepszą sytuację do zdobycia gola wypracował sobie obrońca – Araujo. Los
Blancos rozpoczęli zabawę. W drugiej odsłonie piłkę do bramki aż trzykrotnie
wpakowywał niesamowity w tym spotkaniu Karim Benzema. Ale to nie tak, że jeden
piłkarz akurat był w formie i wyciągnął drużynę. Nie dość, że Barca grała
totalny paździerz, to cała drużyna z Madrytu była nieziemsko skuteczna. Świetne
rajdy Viniego, precyzyjne zagrania Modricia i dobrze ułożona defensywa Realu.
Wszystkie te elementy złożyły się na deklasację Barcy na Camp Nou i awansowanie
do finału Pucharu Króla, który swoją drogą Real wygrał 2:1 z Osasuną.
Jak już jednak
wcześniej wspomniałem, Barcelona nie zakończyła sezonu z pustymi rękami, bowiem
pierwszy raz od czterech lat wygrali oni rozgrywki LaLiga.
Klasyk ten
przeszedł do historii jako oznaka bezradności Dumy Katalonii i dominacji
Królewskich. Ci drudzy znów mogli poczuć się jak władcy futbolu, bo czy można
było sobie wyobrazić lepsze przerwanie fatalnej passy w starciach z odwiecznym
rywalem niż zezłomowanie ich 0:4?
Na tym
spotkaniu właśnie, kończę moje zestawienie. Czy dzisiejszy mecz, mimo absencji
wielu gwiazd będzie w stanie przejść do historii, tak aby mógł się znaleźć w
przyszłości w podobnych zestawieniach? Nam jako kibicom pozostaje wierzyć, że
jak najbardziej, jednak to okaże się dziś o 16:15.
Zdjęcia:
SMF News, Mediamax Sport, Marca, GOAL, FC Barcelona, TVP Sport.
Komentarze
Prześlij komentarz