Słodko-gorzki europejski czwartek w polskim wydaniu...

Za nami pierwszy, słodko-gorzki wieczór z polskimi drużynami w europejskich pucharach w sezonie 23/24. Na samym starcie warto zaznaczyć, że ani Legia, ani Raków nie wylosowali najłatwiejszych rywali w swoich pierwszych spotkaniach. Przecież Aston Villa od ponad roku regularnie zaskakuje i podbija Premier League, atakując jej czołówkę, podbije jak Atalanta, która to słynie z urywania punktów topowym drużynom Seria A.




Jakie mieliśmy oczekiwania? Chyba ciężko jednoznacznie stwierdzić, zatem pozwolę sobie przytoczyć moje założenia. Spodziewałem się dwóch arcyciężkich pojedynków, w których polskie ekipy będą miały problem nawet z powąchaniem piłki. Dlatego też nie zasiadałem do meczu Legii z Aston Villą z większymi oczekiwaniami. A tu proszę – drużyna Runiajica pokazała, że reprezentanci Ekstraklasy mogą grać futbol na tak, bez kompleksów atakować, ośmieszać i zdobywać bramki przeciwko zasłużonym markom.

Oglądanie tego spotkania było naprawdę wielką przyjemnością, głównie za sprawą niesamowitych perforemensów Pawła W’SHOW’ka i Ernesta Muciego. Świetne zagrania polskiego wahadłowego wielkrotnie otwierały drogę do bramki Emiliano Martineza.

Muci natomiast, po prostu szefował w środku pola. Skradł widowisko. Po takim meczu rzeczywiście (chociaż z przymrórzeniem oka) możemy żałować, że Michał Probierz nie może dopisać nazwiska Albańczyka do listy graczy powołanych na październikowe zgrupowanie kadry.

 Legia po ekscytującym meczu pokonała Aston Villę Unaina Emeryego 3:2! To nie było oczywiste i raczej mało kto zakładał taki scenariusz przed pierwszym gwizdkiem. Legia po prostu sprawiła dużą niespodziankę wszystkim kibicom przy okazji promując swoich najlepszych zawodników na europejskiej arenie.

No i niestety tak cukierkowo być nie mogło. Choć wydaje mi się, że oczekiwania wobec meczu Rakowa z Atalantą były podświadomie zawyżone przez sukces Legii, drużyna Szwargi chyba po prostu zawiodła. Atalanta zabawiała się obroną Częstochowian, których to wielokrotnie musiał ratować świetnie dysponowany Kovacević.

To właśnie dzięki bramkarzowi Rakowa, spotkanie zakończyło się wynikiem jedynie 2:0, zamiast 3,4 czy 5. Szkoda tego meczu. Szczególnie kiedy przypominamy sobie, jaką drogę przeszedł Raków, żeby to spotkanie rozegrać.

Piłkarze Szwargi chyba po prostu nie dźwignęli ciężaru zmierzenia się z tak mocnym rywalem. Słaby Yeboah i Kittel, którzy to mieli kreować grę Medalików w pucharach, ostatnio najzwyczajniej w świecie tego nie robią. A mówi się o tym trochę za mało. I oczywiście nie chodzi mi tu o najeżdżanie na potencjalnie najlepszych, tylko o zwrócenie uwagi na ich przyszłe występy. Trzeba pamiętać, dlaczego ci piłkarze tu przyszli i dlaczego albo wydano na nich wielkie kwoty, albo wielkie kwoty są wpłacane na ich konta. Po tak nijakim spotkaniu Raków musi się czym prędzej obudzić, bo przecież porażka z najlepszą drużyną grupy nie jest końcem całych rozgrywek.

Tutaj stawka wciąż jest wysoka, bo gra toczy się albo o awans, albo utrzymanie przynajmniej w Lidze Konferencji, w której to są szansę na nawiązanie do zeszłorocznego sukcesu poznańskiego Lecha.


Tak kończymy pierwszy euro-czwartek w polskim wydaniu. Choć nie kładziemy się spać w pełni usatysfakcjonowani, Należy szanować to, co udało się wywalczyć. Arcyważne 3 punkty Legii z Aston Villą i doświadczenie Rakowa z bardzo dobrą Atalantą. Trzeba walczyć dalej, bo to przecież dopiero pierwsza kolejka. Jak mawiał gdański klasyk: „mamy przed sobą 5 finałów” czyli 5 meczów, w których obie drużyny muszą dać z siebie 100%. Dla siebie, swoich kibiców, postronnych widzów i rozwoju polskiego futbolu.



Zdjęcia: TVP Sport

Komentarze